Mokro… zimno… pada deszcz – przyrzeczenie WM, AP i RN

A ja w najlepsze czołgam się po ziemi (teraz już zamienionej w błotko). Dziwne?? Nie skądże… Tylko tak się wydaje. Ale od zacznę od początku.
Organizowałam tego dnia (15/05/2004) grila dla „leśnych” harcerzy (tak a’propos było bardzo śmiesznie:)
Niby nic nadzwyczajnego. Impreza przebiegała sobie normalnie. Aż do 21, kiedy to nagle wszyscy zaczęli wychodzić… wychodzić… aż zostałam sama z Andrzejem Prokopem i Karoliną Grodzką.



Karolina dała nam list o treści „punkt 22.00 pojawić się na górce koło Góry Lotnika”. Więc ruszyliśmy, oczywiście nie sami. Towarzyszyło nam jakieś 5 osób (Karolina Grodzka, Kuba Zawłocki, Patrycja Zawłocka, Janek Kostrzewa i moja siostra Ania Michałowska). Po małym błądzeniu i wydzwanianiu do Mirka Grodzkiego wreszcie dotarliśmy na wskazane miejsce. Spotkaliśmy tam Rafała Nojszewskiego i Kubę Borowego, który zapytał nas: „czy wiemy po co tu jesteśmy?” Oczywiście!! Zostanę pełnoprawną harcerką, z krzyżem!!! Nieco poruszona ważnością wieczoru spojrzałam za oddalającym się Rafałem (najstarszym z naszej trójki) w ciemny las….



Chwile potem i na mnie przyszła kolej. Ruszyłam wiec śladem poprzednika. Koło drogi napotkałam leżącego Dyniaka (Kubę Wojciechowskiego), starałam się go „delikatnie ocudzić”. Kiedy nareszcie mi się to udało (chociaż musiałam uciec do nieco drastycznych metod) wskazał mi dalszą drogę. Szłam dość długo aż spotkałam Agatę Brzezińską, która zawiązała mi chustę na oczach i kazała podążać za swoimi wskazówkami (które nie były zbytnio dobre bo wylądowałam na drzewie!). Potem była Dorotka Lutyk, do której musiałam się podkraść. Idąc szybko dróżką przez nią wskazaną czułam, że moja dzisiejsza droga powoli się kończy i wkrótce osiągnę jej cel. Tak też się stało. Dotarłam na polankę, na której stal: Piotrek Bojoch, Mikołaj Fedorowicz, druh Cztery Płomienie (Michał Łabudzki) i Miron (Mirek Grodzki). Pod drzewem siedział Rafał. Po chwili dołączył do nas również Andrzej, a zaraz za nim cała gromada złożona z harcerzy starszych mojej drużyny. Stanęliśmy dookoła ogniska które nie bardzo się chciało zapalić. Mieliśmy sobie wybrać ojca (matkę) chrzestnego. Ja wybrałam tego, którego już dawno postanowiłam – Mikołaja. Andrzej wybrał Karolinę, a Rafał – Anie.



Nasi nowi rodzice mieli nas na 15 minut zabrać od ogniska to też po raz drugi w tym dniu zawiązano mi oczy chustą i Mikołaj kazał mi podążać za swoim głosem… Po pewnym czasie chyba mu się to znudziło bo usłyszałam – Padnij!!! Podczołgaj się!!! Ale cóż… Jak trzeba to trzeba. Gdy wróciliśmy na polankę płomienie ogniska już wesoło tańczyły a harcerze ponownie je otoczyli. Nadeszła bardzo ważna (jeżeli nie najważniejsza) chwila w życiu harcerza: złożenie Przyrzeczenia Harcerskiego. Miron dał mi książeczkę a Mikołajowi krzyż (straszy ode mnie bo z 88 roku) by mi go przypiął do munduru. Ognisko powoli dogasało ale wciąż żarzyły się wściekle czerwone węgielki. Teraz moim zadaniem było wyciągniecie jednego z nich. Poradziłam sobie z tym dobrze (oparzenie zeszło już po 5 dniach). Potem wraz z resztą „dopiero co pełnoprawnych harcerzy” ułożyliśmy z węgielków krzyż podczas naszej prace słyszeliśmy specjalną pieśń „Świetlany Krzyż”



Gdy skończyliśmy Michał opowiedział jeszcze piękną historie, która długo zostanie mi w pamięci wraz z całym tamtym wieczorem gdy po raz pierwszy mój krzyż zabłysną w blasku dogasającego już ogniska…

Wiktoria Michałowska
5 DH „LEŚNI”



Tej nocy zaczęły się Andrzeja imieniny – [przyp. MG)