Wyprawa po kapelusze

Dzisiaj czyli 16 V 2004 po baaaardzo długiej nocy, po baaaardzo krótkim śnie stawiliśmy się u naszego drużynowego w domu. Pierwszy przyszedłem JA-Bijoszanin. Z Mirkiem walnęliśmy po herbatce. Po chwili przyszedł malutki , maciupeńki chłopiec podobny do Tomcia Paluszka – tak, tak to był Dyniak. Ostatnia przyszła Patrycja. Naszym celem była wyprawa na największy na świecie bazar „Jarmark Europa” potocznie zwany „Stadionem”. (Musieliśmy kupić czapeczki Japońskie związane z naszym tegorocznym obozem).



Wyruszyliśmy o godzinie 7.10.Podroz była nudna, wszyscy spali z wyjątkiem Patrycji i Mirka, którzy ze sobą rozmawiali. Gdy dotarliśmy na stadion bezzwłocznie rozpoczęliśmy poszukiwania potrzebnych nam czapeczek. W miedzy czasie Karolina (siostra MG) chodziła od straganu do straganu pytając się o stoisko z czapeczkami. Po godzinie pałętania się w stadionowych czeluściach Karolina znalazła kolesia, który zaprowadził nas do szukanego stoiska. W połowie drogi owy koleś zostawił nasza ekipę na 2 minuty. W tym samym czasie środkiem ulicy na której staliśmy jechał zielony Mercedes. Kobieta siedząca obok kierowcy darła na mnie mord… znaczy buzie.



Chyba prosiła mnie o jedzenie ale nie mogłem niczego wyczytać z ruchu warg. Po upływie 2 minut wrócił nasz przewodnik i poszliśmy dalej. W końcu dotarliśmy do straganu. Mirek pomyślał: „Swój chłop z tego gościa” i podarował mu 2 złote. Od razu przystąpiliśmy do targowania z Chińczykiem.



Początkowo chcieliśmy kupić 40 czapek za 3 złote, ale gdy się nie udało utargowaliśmy się na 4 złote za sztukę. I wtedy wydało się: Mirek nie umie liczyć!!! „Obliczył”, że za 40 czapek po 4 złote zapłaci 150 zloty. Oczywiście tłumaczył się ze boli go serce ale kto by mu tam wierzył. Po udanej transakcji Patrycja zrobiła nam fotkę, szczęśliwie wsiedliśmy do URSUSA i wróciliśmy do Józefowa. Po drodze Mirek poprosi mnie o napisanie tego sprawozdania. Tak wiec Mirku spełniłem twoja prośbę.

P.S. Jak wysiadałem z URSUSA MG rykną na mnie (po raz 50) żebym nie trzaskał drzwiami. Ale gdybym tego nie zrobił nie nazywał bym się
Piotr Bijoch